Piotr Bucki -współzałożyciel i współwłaściciel j-labs
Czy można zacząć od roli programisty, by po wielu latach doświadczeń założyć swoją firmę i z sukcesem prowadzić biznes? Co jest niezbędne dla programistów myślących o własnym biznesie? Jakie warto mieć priorytety, by nie zginąć w natłoku pracy? O tym wszystkim opowie nam Piotr Bucki, współzałożyciel i współwłaściciel j-labs, firmy zajmującej się outsourcingiem specjalistów i projektów IT.
Twoja funkcja to pewnie mnóstwo wyzwań, problemów, pożarów, ale i możliwości.
Co Ci sprawia największą frajdę w Twojej roli? 🙂
To, co od zawsze lubiłem robić to budować, tworzyć, kreować rzeczywistość. Jestem połączeniem artysty i inżyniera. Dawniej wyrazem tego były klocki lego, jakieś majsterkowanie, potem tworzenie oprogramowania. Programowanie to powoływanie do życia bytów, które mimo, że wirtualne, to istnieją i działają. Dla mnie naturalną kontynuacją tego jest firma i jej tworzenie. Tworzenie, czyli rozwijanie. Stawianie sobie coraz ambitniejszych celów i poszukiwanie sposobów ich realizacji. To także doświadczanie porażek, które uczą i budują.
Co do pożarów, to raczej ich nie mamy. Staram się być poukładany, zaplanowany i działać z wizją końca. Pożar to wynik skumulowanych, nie rozwiązanych problemów.
Ostatnio moją twórczą duszę katalizuję nagrywając podcast „Biznes w IT”.
Po czym poznajesz, w jakiej kondycji jest Twoja firma? Np. że jest „dobrze” lub że musisz reagować?
W jakie dane patrzysz, jakie zachowania i inne rzeczy wychwytujesz?
Jest kilka czynników, a ich kolejność jest tu przypadkowa:
- Rentowność. Wiele się o tym mówi, także negatywnie, porównując często właścicieli/zarządy przywiązujące dużą wagę do rentowności do „kapitalistycznych krwiopijców”. Rentowna firma jest stabilna i przewidywalna zarówno dla pracowników jak i klientów. To jest fundament do realizacji innych aspektów działalności takich, jak np. społeczna odpowiedzialność biznesu. Wskaźnik zysku EBIT (w uproszczeniu zysk przed CIT), jego predykcję oraz trend obserwujemy regularnie. Zastanawiamy się, dlaczego jest za mały, ale też czasami dlaczego jest za duży (zysk większy niż przewidywany jest OK pod warunkiem, że to nie błąd w obliczeniach). Nie jest dobrze, gdy EBIT albo jego predykcja schodzi poniżej 5% przychodu. Ponieważ analizujemy EBIT, predykcję i trend regularnie, do tej pory nie było potrzeby wykonywać gwałtownych ruchów – trzymamy to w ryzach i pod kontrolą.
- Sprzedaż. W tym przypadku jest bardzo podobnie jak z rentownością, choć może trochę mniej przywiązujemy się do liczb. Jeśli mamy kwartał słabej sprzedaży (może to wynikać choćby z kalendarza – świąt czy urlopów), to wiadomo, że za chwilę będzie to miało odzwierciedlenie w przychodzie (choć nie koniecznie w zysku).
- Rekrutacja. W przypadku usługi outsourcingu specjalistów IT oraz outsourcingu projektów IT rekrutacja to istotny element całej układanki. Jeśli na tym polu występują zawirowania, które nie wynikają z sezonowości, to zaraz to wpływa na sprzedaż i przychód (choć nie zawsze na dochód).
- Problemy i ich kaliber. Obserwuję, z jakiego rodzaju problemami mamy do czynienia. Jeśli są to zwykłe problemy operacyjne, to znaczy, że wszystko gra. Jednak, jeśli mamy poważniejsze problemy, to jest to sygnał, że za chwilę mogą wystąpić trudności w realizacji planu rocznego.
Reasumując, obserwujemy rentowność, sprzedaż, produkcję (ilość i jakość) i kaliber rozwiązywanych problemów.
Założę się, że Twoje wyobrażenia o Twojej roli na początku i dzisiejsze realia codziennej pracy są zupełnie różne 🙂 Co było dla Ciebie największym zaskoczeniem w pełnieniu Twojej roli, szczególnie w miarę jak firma rosła?
W 90% moje wyobrażenia pokryły się z tym, co jest. Spodziewałem się, że w firmie zatrudniającej powyżej 100 osób (taki był pierwotny plan, na początku moja wyobraźnia nie sięgała dalej) będę po prostu członkiem zarządu i będę zarządzać firmą. Spodziewałem się też, że nie będę miał styczności z technologią i że przestanę programować – to było jasne i oczywiste.
Jest jednak coś, co mnie bardzo zaskoczyło. Spodziewałem się, że po 10 latach prowadzenia firmy będę mógł pracować na ułamek etatu. Tym czasem tak się nie stało z dwóch powodów:
- Rozwój firmy i praca w niej wciąga, nakręca i pasjonuje.
- Stawiając ambitne cele sobie i firmie nie da się ich realizować, nie będąc zaangażowanym na 100%. A zaangażowanie powoduje, że w pracy jest się 24/7. Nie fizycznie, ale mentalnie. To właśnie zaangażowanie jest głównym czynnikiem sukcesu bądź porażki, jeśli go brak.
Zobacz pozostałe wywiady z CEO i CTO
W cyklu wywiadów pojawili się również:
- Michał Śliwiński – założyciel i CEO w Nozbe – Lekcje produktywności wyniesione z roli CEO
- Paulina Mazurek – współzałożycielka i CEO Bitspiration Booster oraz BEIT – Szybki kurs prowadzenia startupów po wieloletniej pracy w korporacji
- Michał Sadowski – założyciel i CEO Brand24 – Od zera do 80 milionów w 7 lat
- Ola Pszczoła – założycielka i CEO BeeTalents – Jak przejść z „working hard” na „working smart”
- Jan Zając – współzałożyciel i CEO Sotrender – Czy doktorat z psychologii przydaje się w roli CEO?
- Paweł Gawliczek – CTO w Fru.pl – Work-life balance dzięki pasjom
Jakie są największe wyzwania w Twojej roli? Jak sobie z nimi radzisz? Co radziłbyś osobom, które chcą się przygotować do roli takiej jak Twoja?
Sprzedaż w firmie jest najważniejsza, więc trzeba wiedzieć, jak działa, a optymalnie byłoby mieć w tym doświadczenie. Jeśli więc myślimy o roli przedsiębiorcy, warto rozwijać się w tym obszarze. Ja zbierałem doświadczenia jako pre-sales.
Bardzo istotna jest również rekrutacja (zewnętrzna/wewnętrzna) pracowników i budowanie zespołów. Niewłaściwy dobór ludzi do firmy/zespołu może być przyczyną późniejszych kłopotów. Warto stawiać na osoby, które z nami zbudują firmę, które są ekspertami i pasjonatami w swoich dziedzinach oraz będą dla nas wsparciem. I, co najważniejsze, kierują się takimi samymi wartościami, jak firma/założyciele. Z dobrym zespołem zrobisz wszystko, z kiepskim nic. Temat budowania zespołów w rosnącej firmie zaczyna się właśnie w momencie rekrutacji.
Umiejętność zarządzania finansami jest również bardzo ważna. Zarówno w zakresie oceny sytuacji, jak i realnych prognoz. W każdej firmie są generalnie 3 aspekty związane z finansami:
- księgowość – głównie w kwestii podatków. Z formalnej księgowości można oczywiście mieć pożytek.
- stan konta – tak zwany cash flow, czyli ile pieniędzy i kiedy będzie na koncie.
- wynik finansowy – czyli jakie mieliśmy koszty, przychody i ile zarobiliśmy, niezależnie od tego, czy dane faktury zostały zapłacone czy nie. Dla wielu osób zaczynających działalność niespodzianką jest, że wynik finansowy nie pokrywa się ze stanem konta.
Podobno dobry pracownik to skarb, a kiepski potrafi wyssać energię z firmy 😉
Jakie są dla Ciebie najważniejsze cechy nowo zatrudnianego pracownika i jak starasz się dbać o ich rozwój?
To prawda – dobry pracownik to skarb. W j-labs mocno stawiamy na to, aby nowi pracownicy:
- byli gotowi do rozwoju z nami. Tu wskazałbym jako podstawę umiejętność zarządzania sobą w czasie oraz umiejętność i chęć samodoskonalenia się/samorozwoju.
- byli pasjonatami tego co robią, a w wersji minimum – lubili to co robią.
- byli zgodni w życiu codziennym z naszymi wartościami firmowymi: technologia, merytoryka i rzetelność.
Na co dzień dążymy do bycia z dnia na dzień coraz lepszymi w tym, co robimy. „Continous improvement”, jak to nazywamy, to nasza codzienność. Pracujemy w oparciu o merytorykę. Rzetelność i transparentność to fundament współpracy w firmie i z klientami.
W prawie 300-osobowej firmie kulturę organizacyjną budują ludzie, zwłaszcza Ci zajmujący kluczowe pozycje. Jeśli więc jako właściciele oczekujemy od firmy pewnej konkretnej kultury organizacyjnej, to jedyną opcją, aby ją zbudować są ludzie, którzy wyznają wartości zgodne z oczekiwaną kulturą. Wówczas pracownicy postępując według swoich zasad naturalnie stworzą w firmie kulturę, jakiej oczekujemy i w jakiej będą czuć się dobrze.
Jeśli chodzi o rozwój, w j-labs każdy ma budżet szkoleniowy, który wydaje według własnego uznania na szkolenia, konferencje, książki, kursy online itd. Stawiamy też mocno na wymianę wiedzy, organizujemy szkolenia wewnętrzne, zarówno twarde (np. technologiczne), jak i miękkie, wyjazdowe, lokalne, długie i krótkie.
Ludzie są ciekawi, ile śpisz i czy poza rodziną wystarcza czasu na rozwój, aktywność fizyczną 🙂
Jakie są Twoje najważniejsze aktywności w ciągu tygodnia i ile czasu poświęcasz na nie w przeciętnym tygodniu pracy? Jak dzielisz czas między pracę z ludźmi, pracę w samotności, sen, aktywność fizyczną i rozwój?
W życiu jest tak, że jeśli sam nie masz priorytetów, to o Twoich priorytetach zadecydują inni. Dlatego ja w pierwszej kolejności stawiam na sen. Sen to jak tankowanie samochodu. Ferrari bez paliwa jeździ tak samo „dobrze” jak mały fiat bez paliwa, czyli wcale. W drugiej kolejności rezerwuję czas dla rodziny. Następnie na rower, czyli moją główną aktywność fizyczną. Jest to też czas dla mnie. Nie dlatego, że rower jest ważniejszy od firmy, ale dlatego, że doświadczenie pokazuje, że jeśli nie zarezerwuję na to czasu i nie postawię nawet sztucznie nadmuchanego priorytetu, to zawsze „wydarzy się coś”, co mnie od tego odciągnie.
Ile czasu? Nie wiem, nie prowadzę rejestru czasu swojego życia prywatnego. Stawiam na jakościowe spędzanie czasu z rodziną, jakościowe treningi, jakościową pracę. Ilość jest ważna, ale jakość najważniejsza. Ta nauka przyszła ze sportu – obecnie spędzam na treningach mniej czasu niż dawniej, mając lepsze efekty.
Kiedy pracy robi się naprawdę dużo, „na powierzchni” trzymają nas rzeczy, które robimy odruchowo i bez myślenia. Jakie masz najważniejsze rytuały czy nawyki, które ułatwiają Ci bycie produktywnym długofalowo?
Nie mam żadnych. Powinienem się wstydzić? Hmmm. 🙂 Tak naprawdę wyjmuję z natłoku zadań i priorytetów najważniejsze rzeczy, jakie popychają mnie do przodu i/lub które są ważne dla mnie i je robię. Być może można to nazwać rytuałem czy nawykiem.
Druga rzecz to działanie z wizją końca w skończonej małej ilości obszarów i skuteczne odmawianie reszcie, według zasady, że jeśli czemuś nie mówisz tak, to mówisz nie. Tych obszarów mam dosłownie kilka (zdecydowanie poniżej 5) i tam jestem na 100%. To pozwala się skupić na nich i być w nich zaangażowanym. Magiczna liczba to około 3, czyli de facto 2-4. W każdym z tych obszarów można mieć 2-4 najważniejsze rzeczy do zrobienia. Oczywiście obok tych obszarów są codzienne zadania, ale one po prostu są i trzeba je wykonać.
Jaka jest Twoja najskuteczniejsza metoda (jeśli jest!), żeby nie pracować za dużo, nie przeciążyć się, radzić sobie ze stresem i napięciem?
Po prostu nie traktuję pracy priorytetowo… Zabrzmiało to pewnie strasznie dziwnie. Jednak w sytuacji, gdy praca mnie pasjonuje, jest jej nieskończona ilość, to nadanie jej jako całości priorytetu spowodowałoby, że moja doba składałaby się z dwóch rzeczy: spania i pracy. To na dłuższą metę skończyłoby się źle. Dlatego pierwszeństwo ma u mnie czas z rodziną i jazda na rowerze (czyli czas dla siebie – ostatnio próbuję nauczyć się odpoczywać). Często kiedy się mówi o tym, że nadaje się priorytet czasowi dla siebie, można się spotkać z oceną typu „jesteś egoistą”. Problem w tym, że jeśli nie zadbasz o siebie, to nie zadbasz o rodzinę czy firmę. To jest proste i logiczne, choć przychodzi ciężko. Oczywiście ważne jest, żeby nie popaść też w przesadę. Na pracę również przeznaczam czas. Innymi słowy, jeśli nie zaplanujesz czasu dla siebie i rodziny, to zawsze znajdzie się „coś”, co będzie „ważniejsze”.
Jakie są 3 najważniejsze książki, które przeczytałeś/aś i polecasz innym?
„Doktryna jakości” prof. A Blikle, książki Miłosza Brzezińskiego oraz „Pełna moc życia” i „Pełna moc możliwości” Jacka Walkiewicza.
Celowo nie wspominam o klasykach typu „Rework”, gdyż są one polecane dość powszechnie, a powyższe pozycje nie. Warto je przeczytać z uważnością, bo są tego warte.
Gdybyś mógł teraz (2018) zacząć od zera, ale z całą zdobytą wiedzą i mając 25 lat, to co byś zrobił inaczej?
Generalnie zrobiłbym wszystko podobnie, tylko szybciej. Mniej się bojąc porażki. Wiem, że to dość powszechna obawa: „jak odejdę z etatu, rozpocznę inną działalność i mi nie wyjdzie, to co to będzie?”. Odpowiedź brzmi: może być tylko lepiej. Mój kolega porzucił etat i rok podróżował po świecie. Żył z oszczędności, skromnie – jak się domyślam. Gdy wrócił, pracę znalazł w 2 tygodnie. Sam kiedyś wróciłem ze ścieżki managerskiej do bycia programistą i byłem tylko lepszym programistą. Teraz taki powrót może nikogo nie dziwi, ale w 2007 to było nie do pomyślenia. To, czego doświadczamy, buduje nas i powoduje, że wiemy i umiemy więcej. Nie ma się czego obawiać. Po 30-tce nauczyłem się, że istnieje także „tu i teraz”, a nie tylko „być może za rok, bo teraz to…”. Przestałem odkładać i zacząłem realizować marzenia, tak po prostu.
Druga rzecz jaką zrobiłbym inaczej to – więcej podróżowałbym. Bynajmniej nie chodzi mi o tygodniowe wypady all-inclusive. Chodzi o wielomiesięczne wyjazdy związane z pracą w innej kulturze. W pierwszych latach swojej pracy (Polska nie była wtedy jeszcze w UE, a tanie linie lotnicze były dopiero w planach) za bardzo przejmowałem się tym, co będzie za 10 lat i że przecież trzeba zarobić i odłożyć. Tak – trzeba mieć poduszkę finansową, unikać kredytów i życia ponad stan, ale jedno nie wyklucza drugiego. To był najlepszy czas, aby wyjechać, poznać inne kultury, doświadczyć wielu rzeczy i zdecydować, czy wracać (poza klimatem w Polsce dobrze mi się żyje), czy zostać. Teraz nie wiem, czy to jest jeszcze do nadrobienia… A może jest? Tylko znowu tkwię w swoim „to nie ten moment” oraz „teraz to się nie da, bo…”?
Brak komentarzy